19 stycznia 2010

poblablam chwile

No i jak się można było spodziewać a photo a day się wczoraj nieco wykopyrtnęło, ale mam w głowie jedno zdjęcie, którego i tak bym nie zrobiła, bo było ciemno, a poza tym ręce miałam zajęte trzymaniem kierownicy: lis, trochę przestraszony, a trochę ciekawy, on stał przy samej drodze, ja sobie wolniutko jechałam i przyglądaliśmy się sobie.

A dzisiaj zdjęcie robótki. Wiem, wiem... nie można pokazywać niedokończonych prac, bo istnieje duże prawdopodobieństwo, że staną się trupami, ale w moim przypadku czy pokaże czy nie, takie prawdopodobieństwo jest bardzo wysokie, wiec co mi tam... A przynajmniej jest dosyć kolorowo, choć światło za oknem i mój aparat stanowią nieco kłamliwą spółkę. Ma to być komin. Taki jak w latach 80. Kolorowy, wełniany i delikatny. Bo ja wciąż nie dorosłam do czapek...



I wiadomość z karmnika nieco smutna - zawisł nad naszym ogrodem cień jakiegoś drapieżnego ptaszyska i najwyraźniej małe ptaszki się boją. Dzwońce przylatują, dzisiaj pojawił się kos, ale sikorki tylko wpadają do karmnika, łapią ziarenko i zmykają w sosny. Zastanawiam się, co by tu zrobić z ptaszyskiem. Bo z drugiej strony on też głodny. Takie życie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz