25 października 2009

czasołapanie

tak zupełnie w biegu... Bo nie mam czasu. Właśnie przyjechały meble do salonu (no dobrze, część mebli), więc sobie tutaj przycupnęłam, bo już się zbierało na awanturę (no bo wiadomo, meble do samodzielnego montażu, jak jedna osoba montuje, to jest wszystko ok).
Jestem zupełnie zawirowana szkolnie - szaleję z dzieciakami, mam coraz więcej pomysłów, przed zajęciami z przedszkolakami porządną tremę, ale jest całkiem nieźle. Pogoda mnie tylko nieco przybija, ale zaraz Halloween z dyniami i świeczkami, a chwilkę później zamierzam ćwiczyć świąteczne ciasteczka, gwiazdkowe prezenty i rustykalne ozdoby na choinkę. A teraz idę ponadzorować ten montaż samodzielny. Miłego tygodnia.

Aaa, jest jeszcze jedna rzecz, która spowodowała, że połowa jesiennej deprechy poszła precz - od poniedziałku mamy ciepłą wodę. Hurrrraaaaa!!!!

13 października 2009

jakoś tak...

Życie jest piękne! A co mi tam. A najpiękniejsze jest wtedy, kiedy człowiek przez tydzień myje się pod zimnym prysznicem albo w misce ciepłej wody, bo mu grzałka w bojlerze poszła po trzech miesiącach używania, a po tygodniu przyjeżdża hydraulik, rozkręca bojler i mówi: "Ups, mam złą wiadomość - chyba firma zamówiła złą grzałkę." Czyli następne parę dni (bo mam nadzieję, że nie tydzień) dnia dziecka. A ja nie lubię takich dni dziecka, szczególnie, kiedy na zewnątrz zimno i człowiek marzy o gorącym prysznicu. Panowie hydraulicy korzystają z okazji i jeszcze jakieś drobne naprawy robią. Ale ja myślę, że oni po prostu nie chcą wyjść od nas z domu, bo tu pachnie świeżym chlebem, a na zewnątrz deszcz i wiatr. Jestem twarda, jestem twarda, jestem twarda, jestem...
A chleb wyszedł pyszny. Jak to zazwyczaj z tym chlebem bywa, bo to mój ulubiony No knead bread czyli "chleb bez zagniatania". Mieszam ciasto popołudniu, a na drugi dzień rano odstawiam do wyrośnięcia i myk do pieca. Nie smakuje jak chleb z dzieciństwa z milanowskiej piekarni, ale i tak smakuje fantastycznie.














Poza tym w długie zimowe wieczory (które dla mnie są bardzo krótkie, bo zaczynają się po pracy czyli 21:30 i trwają do padnięcia czyli do 23:00, bo rano o 6:05 trzeba wstać i zawieźć męża na pociąg, co zazwyczaj robię w piżamie; właściwie to mąż zawozi się sam, a ja tylko odwożę samochód do domu) staram się wydziergać sweter na zimę.
To oczywiście Celtic projektu Drops Designs, a nazwany tak przez Herbatkę. Dzierga się świetnie, bo gruba włóczka (od Ani-dziękuję) i druty 5,5 powodują, że swetra szybko przybywa.
No i jeszcze raz powiem, że życie jest piękne. Nawet w słotę. Życie jest piękne, życie jest piękne, życie jest...

12 października 2009

bardzo jesiennie bez zdjęć

dzisiaj...
ciemno, szaro i ponuro,
znikły sady, drzewa, pole,
słońce skryło się wysoko,
jak za szarym parasolem...

A u mnie zaczął się czas palenia w kominku, pieczenia chleba, gotowania zup. Niestety, światło, a raczej jego brak, nie pozwala na zrobienie porządnych zdjęć, dlatego moje wymysły muszą wystarczyć. A propos "wymysły". Jechaliśmy sobie kiedyś po Polsce, Polesie to było chyba i nagle wiedzę tabliczkę: wieś Wymysły. I przyszedł mi do głowy pomysł, żeby taką tabliczkę mieć w klasie na podorędziu i kiedy tylko dzieciary zaczynają jakieś banialuki opowiadać, podnosić ją do góry, niczym juror Tańca z gwiazdami.
Co mi przypomniało, że miałam kiedyś narzędzie pedagogiczne - przywieziony z jakiejś zielonej szkoły kostur. Znalazłam go pierwszego dnia wyjazdu i jakoś tak dobrze w ręce leżał - służył do wskazywania drogi, podpierania się, zagradzania drogi i ... no właśnie, do niczego innego właściwie, ale moi podopieczni wcale nie byli w stu procentach pewni czy jak mi za bardzo za skórę zalezą, nie zrobię z niego zupełnie innego, nie pedagogicznego użytku. Kijek wisiał potem przez parę tygodni w klasie na ścianie. Ot tak, ku przestrodze? uciesze?
To były czasy... A w ostatni weekend miałam okazję spotkać się z moimi byłymi wychowankami. W szkole, w której kiedyś pracowałam, a z którą nadal czuję się bardzo związana, jest tradycja organizowania pikników jesiennych i wiosennych dla dzieci i rodziców. W tym roku było bardzo, bardzo miło. Spotkania po paru latach z byłymi uczniami są zazwyczaj ciekawym przeżyciem. Dziewczynki jakoś bardzo się nie zmieniły. Myślę, że u nich zmiana nastąpiła dosyć dawno i rewolucji już nie będzie, teraz powoli będą dojrzewać. Natomiast miałabym chyba pewne problemy z rozpoznaniem niektórych chłopców. I z wyglądu i z zachowania. Zmężnieli i nabrali charakteru. Każdy z nich własnego, indywidualnego. I do tego można było z nimi normalnie porozmawiać. Nie, żeby od razu jacyś wylewni byli, ale odpowiadali na pytania i nawet sami z siebie jakieś zadawali. A tak poważnie, naprawdę wyrastają na bardzo ciekawych ludzi. A może Ludzi.

4 października 2009

fiołkowo

Za oknem jesień i wiatr, w kuchni jesienne zapachy, a u mnie na stole zagościły fiołki. Nie w doniczkach, ale na talerzykach. I nie do jedzenia tym razem.
Od dłuższego czasu mnie męczyły te talerzyki. Stały sobie w Impresji i coraz głośniej wołały. No i wczoraj, po nieco wyczerpującej imprezie pojechaliśmy, żeby ponapawać oczy czymś miłym. I kupiłam!!! Moje babcine talerzyki deserowe. No właśnie, teraz muszę znaleźć jakieś filiżanki, a najchętniej kubeczki, które do tych fiołków będą pasować, bo komplet tylko z talerzyków i talerza na ciasto się składa. Ale i tak się cieszę.
W kuchni dalej pomidory, jabłka i śliwki. To już chyba końcówka. Za to absolutnie w pełni sezon syropowy. Moje podniebienie nie toleruje syropów z apteki (poza neospazminą, ale to akurat mi niepotrzebne ostatnio), za to okazało się, że moja ulubiona pani pszczelarka zna przepis na syrop mojej Babci :) Mój smak z dzieciństwa.

Syrop mojej Babci
trochę cebuli i czosnku
posiekać (proporcje dość dowolne - ja wzięłam 3 cebule i 5 ząbków czosnku na sporą porcję syropu)
układać warstwami w słoiku i każdą warstwę przelewać lub przekładać miodem lipowym
odstawić w ciepłe miejsce na 24 godziny
przecedzić (ja wycisnęłam przez gazę)
dolać trochę świeżo wyciśniętego soku z cytryny
porządnie wymieszać i wypijać łyżkę 2-4 razy dziennie
;
przechowywać niezbyt długo w lodówce lub w spiżarni

Robię sobie kurację jesienną - zobaczymy, czy prychające dzieci mnie nie zmogą w tym roku.

1 października 2009

pychoty u Elisse

w Utkanym z marzeń... albo w Utkanych z marzeń :)
Przepiękne jesiennie wianki.
[DSCN9429-1[3].jpg] [P5050007-1[6].jpg]
Cuda wianki zrobione rękami Elisse :)