1 września 2009

przeprowadzka

Przenoszę się tutaj. Na tamtym blogu (netend) będą teraz moje przygody z angielskim. I trochę z uczniami. A tutaj samo życie. A życie pędzi. Jest 19:30 i powoli zapada zmrok. Mieszkamy już w nowym domu 2 miesiące i mam wrażenie, że to jest właśnie to miejsce. Czuję się tutaj niesamowicie. Śpię mało, bo nie mam czasu, a mimo wszystko jestem całkiem na chodzie, odpoczywam szybko i intensywnie, nawet nie przeszkadza mi chwilowy brak własnego kąta, bo przecież w sumie tu wszędzie są moje kąty. I mam wrażenie, że mieszkam tu od zawsze. W ciągu dnia na brzózce za oknem urzędują ptaszki: wróble, sikorki i jeszcze jakieś inne (ale ja jestem upośledzona ptakowo i nijak nie mogę ich rozróżnić i zapamiętać). A wieczorem latają nietoperze.
W ostatnią niedzielę mieliśmy miłych gości. Ja nieco biegałam między spacerem, a kuchnią. No i bardzo niedobrze, bo oczywiście właśnie kiedy wyciągałam kurczaka z piekarnika, gościom i memu mężowi objawiły się sarny. Śmignęły i już ich nie było, ale zawsze to jednak sarny. Panowie, którzy nam budowali dom też widzieli sarny. Ja nawet wstawałam o 5 rano, siadałam w oknie albo w ogrodzie i czekałam, ale żadna sarna nie przyszła, a tacy goście przyjadą na chwilę i od razu sarny się pojawiają znikąd. To jest po prostu niesprawiedliwość. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że jak mnie się uda je spotkać, to będzie to spotkanie z przytupem. Głaskanie, karmienie i te sprawy.
A teraz wspominkowo.

Rok temu dom wyglądał tak:


Troszkę później tak:


A teraz wygląda tak:

No dobra, trochę oszukuję, bo to jest zdjęcie z marca. Jakieś bardziej na czasie zdjęcia mąż mój schował gdzieś i jak kamień w wodę. Jutro to naprawię :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz