A dzisiaj poobiednią porą odwiedzają nas sąsiedzi. Jak poobiednią porą to trzeba zrobić podwieczorek. No i chyba czuję już jesień, bo jedyne ciasto, które przychodziło mi do głowy, to czekoladowe. Tylko jakie? No właśnie, ostatnio zauważyłam, że gotuję i piekę ciągle te same rzeczy - trzeba chyba odświeżyć nieco menu. Murzynek mojej Mamy, choć pyszny, to znany i pieczony wiele razy. Padło na ciasto czekoladowe Nigelli Lawson z książki Feast, Food That Celebrates Life (chyba nie została wydana po polsku), quadruple chocolate loaf cake czyli poczwórne ciasto czekoladowe.
Poczwórne ciasto czekoladowe Nigelli Lawson
Na keksówkę 21x11x7,5 cm
Piekarnik należy nagrzać do 170-175 st. C
Formę do ciasta wyłożyć papierem do pieczenia.
Ciasto:
200 g mąki (użyłam tortowej)
1/2 łyżeczki sody
50 g kakao
275 g cukru pudru albo drobnego cukru do pieczenia
175 g miękkiego masła
2 jajka 1 łyżka ekstraktu z wanilii
80 ml kwaśnej śmietany (ja miałam 18%)
porządna szczypta soli (mój dodatek)
Wsypać do miski miksera i porządnie wymieszać na średnich obrotach. Ja użyłam normalnego ręcznego miksera. Zaczęłam od wolnych obrotów, potem na średnich. Ciasto jest na tym etapie bardzo gęste. Teraz trzeba dolać
125 ml wrzątku
cały czas miksując. Być może należy nieco zwolnić obroty, żeby nie zachlapać wszystkiego dookoła. Ciasto teraz ma konsystencje hmmm... bardzo miłą. Nieco przypomina lekki krem. W smaku też (bo ja jestem wylizywaczem misek, mieszadeł i łyżek. Głównie z ciasta na ciasto. I nigdy nie bolał mnie brzuch po takich ekscesach kuchennych). Teraz dodajemy
175 g czekoladowych perełek do pieczenia (chocolate chips) lub posiekanej czekolady
i delikatnie mieszamy łyżką.
Ciasto przekładamy do formy i do piekarnika na 45-50 min.
W rondelku podgrzewamy
1 łyżeczkę kakao
125 ml wody (ja dodałam pół na pół wodę z mlekiem)
100 g cukru pudru
i mój dodatek: łyżka golden syrup
Gotujemy przez 5-10 min, aby zredukować do konsystencji syropu.
A tytuł przyszedł mi do głowy, ponieważ zmieniają się zapachy i temperatury w mojej kuchni. Oprócz czekolady, która jest dla mnie jesienno-zimowa robię bardziej jesienne przetwory. Wczoraj była końcówka malin i sałatka z papryki. Sałatkę też polecam (wszystko na oko) - papryki czerwone i żółte, mniej więcej pół na pół trzeba przepołowić, wyjąć nasiona, umyć i upiec w piekarniku ok 20 min w 175-200stC (albo dłużej, muszą zbrązowieć), a następnie obrać (dobrze jest je przestudzić nieco, np. pod folia aluminiową), pokroić w paski, dodać trochę oliwy z oliwek, kapary i posiekany czosnek, odrobinę zalewy z kaparów i ciut dobrego octy winnego, np. z białego wina. Odstawić, żeby się przegryzło. Ja zawekowałam.
O kurcze, nie wiadomo co pyszniej wyglada: uwielbiam ciasta czekoladowe, ale ta salatak z papryki baaaaaardzo apetyczna :)
OdpowiedzUsuńPisz pisz o przetworach, moze mnie zarazisz chociaz troszke...
Ciasto pyszne, polecam :) Sałatka zresztą też. Proponuję i to, i to.
OdpowiedzUsuńWitaj :))
OdpowiedzUsuńMasz śliczny dom w jakimś uroczym miejscu :))
Lubisz zwierzęta, pieczenie i gotowanie (?), gości - zapowiada się fajny blog :) Będę tu częsciej zaglądać :)
Na co od razu zwróciłam uwagę to to, że dom jest w technologii szkieletowej i macie baterię słoneczną - to mimo wszystko rzadkość w naszych realizach ;))
Gorąco pozdrawiam i czekam już na następne posty :)
Joanno, wszystko się zgadza z tym lubieniem, z domem, nieskromnie powiem, też. Bardzo dziękuję i zapraszam.
OdpowiedzUsuń