23 września 2009

o uważności

której mi brak.
A było tak... W sobotę umówiłam się rano z sekutnicą (przez małe "s", bo tak kazała) i pojechałyśmy na targ. Targ mały, ale jest na nim wszystko, co trzeba.
Chodziłyśmy, oglądałyśmy i kupowałyśmy. Sekutnica zostawiła mnie samą na 5 minut, ja coś tam popakowałam do torby, jeszcze sobie przypomniałam, że jest sezon knedlowy i muszę kupić ziemniaki (węgierki już miałam w jednej z toreb), pogadałam ze sprzedawczynią, zapłaciłam i poszłyśmy do samochodu. W domu po śniadaniu Mąż mój drogi rozkłada zakupy i mówi "ale jabłek mi nie kupiłaś?" No jak nie, jak tak. Były w torbie ze śliwkami i ostrą papryką. Szukamy więc torby. W kuchni, w garażu, w samochodzie, w spiżarni... nie ma. W sypialni i w łazience też nie ma... No to co? Do samochodu żona wsiada i 15 km z powrotem na targ. Pani ze straganu już z daleka do mnie krzyczała, że ma moją torbę i że całe szczęście, że zauważyła. Uffff... I tak nieźle - w sumie na 5 toreb zgubiłam tylko jedną. Mam taką znajomą, cudowną Osobę, która mówi, że uwielbia słuchać moich historii, bo radość życia człowiekowi wraca. Hehe... no pewnie można się uśmiać. Jakiś czas temu jechałam sobie samochodem... wiadomo, kluczyki w stacyjce, a ja sobie myślę "kurcze, chyba zapomniałam kluczyka do samochodu wziąć z domu" czy coś w tym stylu. Tak więc zdecydowanie brakuje mi uważności. Codziennie. Dzisiaj zapomniałam kupić bułki memu Mężu, a jak sobie przypomniałam, to w najbliższym mieście pieczywa już nie było. No to teraz czekam, aż bułki wyrosną i będę mogła wstawić je do piekarnika. Ale dzięki temu mogę coś napisać tutaj.
Miał być obiecany chutney. Wyszedł pyszny, a ponieważ przepis zmodyfikowałam, więc go podaję.
Przepis na podstawie Plum chutney z książki Pickles and Chutneys wydanej przez The Australian Women's Weekly.

(Not really) Plum chutney

drobno kroję
14 sporych lub 20 małych węgierek
1 obrane jabłko
bez środka
1 obraną gruszkę
bez środka

60 g masła
rozpuszczam
i podsmażam
2 średnie cebule do miękkości i
2 rozgniecione ząbki czosnku
dorzucam
1,5 łyżeczki mielonego imbiru
1,5 łyżeczki mielonego kumin
(zwanego też kminem rzymskim)
1 łyżeczkę mielonego kardamonu
2 łyżeczki gorczycy
(nie mielonej)
dorzucam pokrojone wcześniej owoce i dolewam
1 szkl czerwonego wytrawnego wina
2 szkl octu winnego z białego wina
(ja dodałam 1 szkl octu z białego wina i 1 szkl octu jabłkowego)
oraz dodaję
1,5 - 2 szkl brazowego cukru
Wszystko zagotowałam i gotowało się na małym ogniu przez ok 1,5 godz. Potem potraktowałam to nieco mikserem (takim do rozdrabniania zup-kremów), ale nie za bardzo, żeby nie wyszła papka, ale żeby część owoców zmieniła się w marmoladę. Jeszcze ciut pogotowałam i zapakowałam do wypieczonych słoiczków i pod kocyk. Wyszły 3 malutkie słoiczki (w sumie pewnie ciut ponad 1/2 litra).
Bułki się dopiekają, więc idę się nimi zająć. A wkrótce knedle i kopytka - dochodzę do wprawy, ale wszystko robię na oko, a nigdy nie mam czasu mierzyć i ważyć.

1 komentarz:

  1. O matko, bo ja nie nadazam komentowac, dopiero co mi zezarlo poprzedni komentarz a Ty juz tu nowe rzeczy wypisujesz :) Chcialam powiedziec ze ja tez chce zrobic sobie taki chutney, tylko nie wiem co z nim sie dalej robi ? Prosze o ciag dalszy instrukcji ;-)

    OdpowiedzUsuń