Mieliśmy w piątek gościa. O takiego:
Cudna, nie? No właśnie... Złapaliśmy ją w sposób iście cyrkowy do wiadra, daliśmy plaster sera, żeby się mogła najeść i osobiście ją wyniosłam na pole, prawie płacząc, że sobie biedactwo nie poradzi... A o mysz, która biega gdzieś w ścianie martwię się, że nie ma tam co jeść...
Za to u mnie w spiżarni miałaby używanie. Chociaż w sumie też nie, bo większość dobra jest w słoikach. Powidła, śliwki z czekoladą (według przepisu Bei w kuchni), antonówki na szarlotkę, dżemy różne, ogórki kiszone, zaraz będę konserwowe, przecier pomidorowy i w ogóle widzę, że mnie na pomidory wzięło - mam zamiar w przyszły weekend kupić jeszcze 10 kilo podłużnych jesiennych pomidorów i zrobić sos typu ketchup i suszone pomidory. A to pomidorki przed przetarciem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz