5 września 2009

grzyby i Babcia

Zrobiłam sobie dzisiaj miły dzień. Odwiozłam R na pociąg, posnułam się trochę po mieszkaniu, a potem poszłam na grzyby. Zaraz za ogrodem mamy taki mini lasek. Czasami wychodzę ciepnąć obierki na kompost i znikam w lasku na dłuższą chwilę. A to jakiś maślak, a to zajączek. Jednak generalnie jestem absolutnym ślepcem grzybowym. Dopóki mi nie stanie taki odpowiednio duży na środku drogi, najlepiej koło buta, to go nie zauważę. No, chyba, że jest trujący, to wtedy na pewno zauważę. Ale tym razem nawet udało mi się coś znaleźć.
Połowa robaczywych, ale jakie piękne.
Grzyby to chyba byty magiczne. Za każdym razem, kiedy już chcę zrezygnować z dalszego szukania, i zmierzam w kierunku domu, objawia mi się jakiś piękny prawdziwek albo inszy podgrzybek, to ja hyc go do koszyka i szukam dalej, no bo jak jest ten jeden, to na pewno jest ich tu więcej. Pewnie są w zmowie z jakimiś siłami leśnymi, które nie chcą, żeby człowiek tak szybko z lasu wyszedł.
Ja tutaj piszę: "prawdziwek" i "podgrzybek", ale tak naprawdę to wiem na pewno jako wygląda zajączek i maślak. I już. I nauczyła mnie tego moja Babcia. No właśnie, bo kiedy tak chodziłam po tym lesie przyszło mi do głowy, że właściwie mogłabym napisać książkę "Wszystkiego, co ważne, nauczyła mnie moja Babcia", parafrazując ostatnio wspominaną przez Liskę książkę Roberta Fulghuma All I Ever Really Needed to Know I Learned in Kindergarden. No właśnie. Ja do przedszkola nie chodziłam, ale nie czuję się z tego powodu jakoś zubożona. Przeciwnie. Wychowywałam się ze wspaniałą Babcią i właściwie dopiero teraz moja pamięć odgrzebuje różne rzeczy, których Babcia mnie nauczyła. Te zajączki i maślaki. I wilgi. Z wilgami smieszna historia była. Mieszkaliśmy tutaj jakieś dwa tygodnie, przyszli do nas sąsiedzi w odwiedziny. Oni (czyli sąsiedzi i mój maż) siedzieli przodem do okna, ja tyłem i nagle mówią"Ojej, ale fajny ptak!". Zanim się odwróciłam, ptak oczywiście odleciał. No więc mówią mi "żółty był". Ja na to "to wilga". Oni, z niedowierzaniem "taaaa, a skąd ty wiesz?". Sprawdziliśmy w atlasie ptaków i faktycznie była to wilga. Podsumowali "o jej, mieszkacie tu dwa tygodnie, a ty już ptaki znasz?". Ale tego nauczyła mnie Babcia. I wilga jest jedynym ptakiem którego rozpoznaje po głosie i wyglądzie (to akurat nie trudne, ale nie każdy umie). I często kiedy myślę o Babci, przypomina mi się taka piosenka (niestety, nie znalazłam autora): "U Babci jest słodko, świat pachnie szarlotką, no proszę zjedz jeszcze ździebełko (...) bez Babci byłby kiepski los. Jak macie Babcie, to się nie trapcie, bo wam nie spadnie z głowy włos". I Babcia robiła najlepszą szarlotkę, naleśniki, zupę zacierkową i omlet z sokiem malinowym. I wiele innych rzeczy, ale o tym kiedy indziej. Nie mam niestety zdjęć Babci, więc kilka innych :)
Moja malutka kicia (3 lata, 4kg - jak widać "malutka", to pojęcie względne), Toto, łobuz jakich mało.Dom przedwczoraj :) Obiecane aktualne zdjęcie.Parapet kuchenny - ulubione miejsce Małej.Ciii, Duża śpi na przyszłym parapecie w jadalni.

1 komentarz:

  1. Tego lasu to ja Ci naprawde zazdroszcze! Co prawda z grzybami mam, jak na siostre przystalo,zupelnie tak samo, ale te ptaszki, sarenki i inne zajaczki zagladajace do okien... eh, chcialoby sie w lesie zamieszkac i do miasta nie musiec w ogole zagladac...

    OdpowiedzUsuń